Od zawsze uwielbiałam wymyślać różne historie. Najpierw opowiadałam je rodzicom, później rodzeństwu, następnie koleżankom i kolegom z przedszkola. Kiedy tylko nauczyłam się pisać, poprosiłam mamę o gruby zeszyt, w którym mogłabym uwieczniać to, co zrodzi się w mojej głowie. Mama oczywiście spełniła moją prośbę, dostałam nawet długopis, na który była przy zeszycie specjalna pętelka. Starałam się z nim nie rozstawać, a jeśli akurat nie mogłam go mieć przy sobie, to po powrocie do domu zazwyczaj biegłam do pokoju, żeby zapisać nową opowieść. Po rozpoczęciu szkoły nie porzuciłam swojej pasji, pisałam nawet na przerwach. Im więcej nowych sytuacji mnie spotykało, tym więcej ciekawych historii powstawało. Z czasem jednak ilość opowiadań uległa zmniejszeniu, miałam więcej nauki, mniej wolnego czasu. Przed pójściem do liceum spakowałam moje zeszyty pełne zapisków w pudełka i zaniosłam na strych. Przeleżały tam dwa lata, aż znalazła je mama sprzątając stare graty. Zajęłam się czytaniem wszystkich, nawet tych najstarszych, z okresu przedszkola. Część była naprawdę dobra. Uznałam, że warto by było je zachować. Zaczęłam je przepisywać na komputerze, rozważałam nawet założenie bloga, na którym mogłabym to publikować. Któregoś dnia moim oczom ukazało się ogłoszenie o konkursie na opowiadanie. Stwierdziłam, że chciałabym spróbować. Zebrałam różne elementy z kilku moich utworów, uzupełniłam, sformatowałam i okazało się, że wyszło z tego coś naprawdę dobrego. Musiałam tylko zapisać to w formacie pdf i wysłać zgłoszenie. Przeglądałam wszystkie opcje, ale nie wiedziałam jak zapisać w pdf to, co stworzyłam. Napisałam na komunikatorze do przyjaciółki z prośbą o pomoc, jednak jak się okazało, ona też nie miała na ten temat pojęcia. Na szczęście przypomniała mi o niedawno poznanym koledze, który był informatykiem. Miałam nadzieję, że z racji swojego wykształcenia i wykonywanego zawodu, będzie mi w stanie pomóc. Znalazłam jego numer i wcisnęłam zieloną słuchawkę. Po kilku sygnałach mój zapał nieco osłabł. Przecież nie znałam gościa. Spotkaliśmy się na wyjeździe, pewnie nawet nie pamięta kim jestem. Rozłączyłam się i nagle mnie olśniło. Przecież od czegoś mam internet. Zaczęłam wpisywać zapytanie w wyszukiwarkę i w tym momencie usłyszałam dzwonek mojej komórki. Na wyświetlaczu pojawiło się imię chłopaka, do którego przed chwilą dzwoniłam. Nie miałam pojęcia jak wybrnąć z tematu w taki sposób, abym nie wyszła na typową blondynkę. Jednak zanim wymyśliłam rozwiązanie, zdążyłam odebrać i powiedzieć po co dzwoniłam. O dziwo nie śmiał się, nie rzucił tekstem, żebym sobie sprawdziła w internecie, tylko po kolei, krok po kroku wytłumaczył. Po tym zapytał co u mnie i przegadaliśmy jakieś dwie godziny. Po udanej konwersacji wysłałam pracę na konkurs. Po dwóch miesiącach dostałam wiadomość, że moja praca zajęła drugie miejsce. Byłam bardzo szczęśliwa z tego powodu, a dodatkowo zostałam zmotywowana do dalszego tworzenia. A wszystko dzięki koledze poznanemu przypadkowo na wyjeździe, który pomógł mi ze zmianą formatu tekstu.